Dobrze, to może na początek powiedzcie nam: Zgrana Dwunastka, czyli właściwie kto?
Magda Bieszke: Zgrana Dwunastka to przede wszystkim dzieci z naszej Szkoły Podstawowej nr 12 w Mikołowie – stąd też nazwa. Klub prowadzimy we dwie – Iza i ja.
Iza Noras: Na niektóre nasze spotkania przychodzą również rodzice naszych uczniów, więc częściowo oni również należą do Zgranej Dwunastki.
Zamysł był taki, żeby Zgrana Dwunastka integrowała nasze lokalne, bujakowskie środowisko. Pandemia nam trochę pokrzyżowała plany, nie wszystkie nasze pomysły udało się zrealizować. Wierzymy jednak, że jeszcze wyraźniej uda nam się rozszerzyć działalność Zgranej Dwunastki na dorosłych mieszkańców naszej miejscowości.
Kto wpadł na pomysł klubu? Jak podeszłyście do jego tworzenia?
Magda: Ja ZUPEŁNIE nie pamiętam, czyj konkretnie to był pomysł. Wiem jednak, jak pracujemy z Izą i wiem, jak powstają nasze hurraoptymistyczne pomysły. Chyba byłyśmy akurat w Ludiversum, planszówkowej kawiarni w Katowicach, od której zaczęła się nasza przyjaźń z grami. I tam ktoś rzucił w rozmowie, że – nie pamiętam – ma czy gra w klubie gier planszowych.
Klub gier planszowych? Hm… Pewnie po prostu na siebie wtedy spojrzałyśmy i powiedziałyśmy “Robimy to!” Następnego dnia dałyśmy ogłoszenia, przyniosłyśmy swoje domowe gry, a ledwie dwa dni potem grałyśmy już w najlepsze z dzieciakami. W sumie więc podeszłyśmy do tworzenia klubu bez szczególnego planu, z rozpędu, bo mocno entuzjastycznie…
Iza: Tak, my w ogóle często działamy spontanicznie. A to był dla nas samych czas, w którym dopiero poznawałyśmy świat planszówek. Obie, co prawda, już wcześniej wykorzystywałyśmy proste gry podczas swoich lekcji. Obie też byłyśmy przekonane, że takie aktywności niesamowicie rozwijają uczniów. Nie zdawałyśmy sobie jednak sprawy, że świat gier jest tak bogaty. Zaczęłyśmy z tej fascynacji częściej jeździć do Ludiversum, poznawać nowe tytuły, coraz bardziej skomplikowane. A wtedy też jeszcze bardziej chciałyśmy podzielić się naszymi doświadczeniami z uczniami. Magda od razu wymyśliła nazwę i ruszyliśmy.
Zgrana Dwunastka istnieje trzeci rok i mamy nadzieję, że będzie się dalej rozwijać. Pierwszy entuzjazm już minął, ale dalej lubimy to, co robimy. No i – przede wszystkim – lubimy ze sobą współpracować. To też jest pewnie istotne.
Co Waszym zdaniem jest najważniejsze przy budowaniu klubu gier planszowych w szkole? Jakie błędy najczęściej się przy tym popełnia? Jakie rady dałybyście osobom myślącym o tym?
Magda: Ważne jest angażowanie najmłodszych. U nas są to klasy pierwsze, a nawet zerówkowicze. Ich zainteresowanie rośnie potem zwykle z wiekiem i dzięki temu zostają w klubie na dłużej. Warto się natomiast od razu nastawić, że najmłodsi będą potrzebowali najwięcej pomocy. Takie dzieci szybko się nudzą; chcą wciąż kolejną, nową grę.
Iza: Wydaje mi się, że ważna jest wytrwałość i konsekwencja w realizowaniu celu. Nasze początki nie były łatwe. Gdy otworzyłyśmy klub, miałyśmy wiele chętnych dzieci z klas 1-3, ale prawie nikt z nich nie miał wcześniej styczności z takimi grami, jakie my miałyśmy w naszej kolekcji. Pamiętam to poczucie bezsilności, gdy okazywało się, że prawie wszyscy naraz potrzebują naszego wsparcia przy tłumaczeniu gier. Dopiero powoli, stopniowo dzieci uczyły się, jak grać w poszczególne planszówki i po około półrocznej działalności z zadowoleniem zauważyłyśmy, że nasi uczestnicy zaczynają grać bez naszego udziału i sami się organizują przy stolikach. Teraz już starsi pomagają nam tłumaczyć gry młodszym i nawet udaje się nam włączyć w dłuższe rozgrywki.
Trudne było również to, że początkowo cała nasza kolekcja gier opierała się na naszych własnych zbiorach. Stopniowo udawało się nam pozyskiwać kolejne gry, między innymi dzięki inicjatywie grupy Kluby Gier Planszowych, za co bardzo dziękujemy.
Kto Was wspiera w Waszym środowisku lokalnym? Na jakie problemy napotykałyście?
Magda: Ogromne wsparcie otrzymałyśmy od całej społeczności lokalnej, gdy w 2020 roku wzięliśmy udział w Pakietach Noworocznych, akcji dla klubów, która miała zmotywować nas do promocji naszych działań w najbliższej okolicy.
Nasz pomysł na udział i sukces w tej inicjatywie, zorganizowanej w formule konkursu, zakładał, że codziennie będziemy publikować na Facebooku zdjęcie z mieszkańcami miasteczka i grą dobraną do ich profesji. (Na przykład panie z kwiaciarni wystąpiły z grą “Kwiaciarenka”.)
Do realizacji tego zadania potrzebowałyśmy wielu “wolontariuszy”. I to zaangażowanie wszystkich w zdjęcia, ale także i w samo głosowanie, było ogromne i fantastyczne. Odbiłyśmy się tylko od jednych drzwi, reszta otwierała się zanim jeszcze podeszłyśmy. Bardzo dodało nam to skrzydeł, i sprawiło, że ostatecznie wygrałyśmy.
Iza: Dodajmy, że ogromnym wsparciem jest też dyrekcja naszej szkoły. Zarówno poprzednia pani dyrektor – Joanna Urantówka, jak i obecna, pani Agnieszka Krzysztofik, od początku kibicują naszej inicjatywie. Dzięki temu nie musimy się martwić o miejsce do spotkań. Bez problemu zgadzają się też na udostępnienie nam szkolnych pomieszczeń na dodatkowe inicjatywy klubu – planszówkowe nocki w szkole, czy wieczorne spotkania z grami w gronie rodzinnym. To duże ułatwienie.
Bardziej bawić, bardziej edukować, czy raczej jednak wychowywać – gdzie stawiacie akcent w Waszej planszówkowej pracy z dziećmi?
Iza: Ja myślę, że oba aspekty są dla nas ważne. Gry planszowe wykorzystujemy nie tylko podczas spotkań Zgranej Dwunastki, ale też podczas lekcji, gdy zależy nam na utrwaleniu konkretnej umiejętności, czy podczas zajęć indywidualnych z dziećmi.
Uczymy dzieci instrukcji nowych gier, a przy okazji wychowujemy je, bo przecież gry planszowe to mnóstwo dodatkowych umiejętności o wymiarze społecznym. Trzeba tu nauczyć się m. in., jak czekać na swoją kolej, jak podejmować samodzielnie decyzje, i co najtrudniejsze – jak przegrywać.
W naszym klubie ważny jest na pewno sam aspekt pomocy rówieśniczej. Dzieci nawzajem uczą się od siebie, starsi grają z młodszymi…Uczymy się od siebie, ale też z radością spędzamy ze sobą czas.
Czy dzieciaki w Zgranej Dwunastce mają wpływ na to, w co mogą zagrać? Macie już taką elastyczność w umożliwieniu im decydowania o tym? Czy wciąż coś klub ogranicza?
Magda: Nasze obie szafy z grami są zawsze otwarte dla grających. Dzieciaki wybierają i decydują same, przy czym chcą się bawić. My staramy się ograniczać do tłumaczenia zasad i pomagamy w ich utrwaleniu. Czasem polecamy też jakieś nowości, gdy widzimy, że jakiś tytuł się zaczyna nudzić, a dzieci same z siebie nie są jeszcze gotowe na próbowanie czegoś nowego. Ale raczej staramy się niczego nie narzucać.
Iza: Tak, mamy już dość dużo gier, ale rzeczywiście na stołach pojawiają się najczęściej wciąż te same, sprawdzone i już znane. Staramy się podsuwać dzieciom nowe gry, jest to jednak praktycznie jedyna nasza ingerencja w tok spotkania. Najczęściej uczniowie siadają przy stolikach ze swoimi przyjaciółmi i wybierają to, co sprawia im najwięcej radości.
Podobno chwalić się nie jest najładniej, ale z drugiej strony – jak się nie pochwalisz, to zwykle nikt się nie dowie. Pochwalcie się, z jakich Waszych działań jesteście najbardziej dumne?
Magda: Ja zdecydowanie z sukcesu w Pakietach Noworocznych, z tego zaangażowania społeczności i ogromu wsparcia, jakie nam okazano. I z tego, jak wiele dzieci przychodzi na nasze spotkania, czasem czekając po lekcjach, specjalnie na nie. Niezwykle cieszą mnie też te emocje, które u dzieci widać jak na dłoni.
Iza: Ja jestem najbardziej dumna z takiej naszej zwykłej codzienności. Dochodzą do nas opowieści rodziców np. o tym, że ich dzieciaki “zachorowały” na planszówkomanię. Angażują domowników w granie, marzą o nowych planszówkach, na przykład pod choinką. To mnie bardzo cieszy, bo oznacza, że potrafimy jakoś przekazać naszą pasję dalej.
Myślę też, że bardzo udaną inicjatywą są nasze wycieczki do Ludiversum. To dla nas ważne miejsce – tu zaczęła się nasza pasja. Cieszymy się, że nasi uczniowie mogą poznać to miejsce, przekonać się, że planszówki są dla ludzi w każdym wieku, nie tylko dla dzieci.
Współtworzycie z nami społeczność Kluby Gier Planszowych. Pamiętacie, co kierowało Wami, gdy dołączałyście Zgraną Dwunastką do naszej Grupy?
Magda: Mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że wpłynęła na to Iza. Ona zaraz po odkryciu planszówek zapisała się do wielu grup okołoplanszówkowych na Facebooku, i chyba tam gdzieś coś wypatrzyła.
Iza: Faktycznie, gdy podjęłyśmy decyzję o założeniu klubu gier planszowych, zaczęłam “przekopywać” internet szukając różnych przydatnych wskazówek. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że istnieje tyle klubów gier w całej Polsce! O ile dobrze pamiętam, zapisałyśmy się do grupy dopiero tworząc koncepcję Zgranej Dwunastki, ale właśnie dzięki postom różnych klubów zyskałyśmy ogólne pojęcie, jak takie spotkania mogą wyglądać i jakie inicjatywy mogą się udać. To ogromne bogactwo doświadczeń. Do teraz regularnie i z ciekawością śledzę posty Grupy i wybranych, poznanych dzięki niej klubów.
Budowanie społeczności polskich Klubów gier planszowych, także jako potencjalnego partnera społecznego – trwa już kilka lat. Myślicie, że ten zamierzony przez nas proces jakoś się już zaznacza? Jak długa droga jeszcze przed nami?
Iza: Trudno nam odpowiedzieć na to pytanie. Widzimy, jak rozrasta się grono Klubów Gier Planszowych i cieszy fakt, że coraz więcej ludzi jest otwartych na taki sposób spędzania czasu wolnego. Widać to chociażby po ilości osób odwiedzających “Planszówki w Spodku” – inicjatywy, podczas której udzielamy się jako wolontariuszki. Te coraz większe tłumy, to na pewno zasługa m. in. lokalnych klubów gier, bo są to miejsca, gdzie na co dzień można rozwijać tę pasję.
Magda: Ja nie wiem, czy da się określić “jak długa droga jeszcze..”, bo ta droga chyba nie ma końca.
Jak myślicie – w którym kierunku rozwinie się działalność klubów gier planszowych w Polsce? Jakie są przed nami szanse? Gdzie kryją się zagrożenia?
Iza: Chcę wierzyć w to, że kluby będą coraz bardziej popularne. Potrzebne są miejsca, w których można się tak po prostu spotkać z innymi ludźmi. Jesteśmy społeczeństwem coraz bardziej zamkniętym w swoich domach. Dzieci przestają spędzać regularnie czas ze swoimi rówieśnikami. Życie towarzyskie nastolatków przeniosło się w większości do sieci. Planszówki dają wspaniałą możliwość spędzania wspólnie czasu w atrakcyjny sposób.
Byłoby cudownie, gdyby kluby tętniły życiem, były takimi lokalnymi centrami małych społeczności, np. osiedlowych. To jednak wymaga większego otwarcia się klubów, podjęcia większego wysiłku w promowanie swojej działalności. A grupa Kluby Gier Planszowych jest drogowskazem – jak się organizować, jakie działania warto podejmować, może dzięki niej też więcej ludzi usłyszy o klubach.
Magda: Szans jest więcej niż zagrożeń. Wydaje mi się, że planszówkowe eventy różnego rodzaju – przynajmniej u nas, na Śląsku- cieszą się ogromnym wzięciem. To oznacza, że ludzie chcą grać.
Nam potrzeba zaangażowania i miejsca do grania. Do tego umiejętne promowanie swoich działań i powinno się udać.
Na pewno – jak wielu innych Prowadzących – macie spory ogląd na postawy Wydawców wobec klubów? Co Was cieszy? Co martwi? Co można by zorganizować w tych relacjach lepiej?
Iza: Jesteśmy chyba za małym klubem, żeby się szerzej wypowiedzieć. Nie kontaktujemy się na co dzień z wydawnictwami, właściwie robimy to tylko przez pośrednictwo Grupy. Mam poza tym wrażenie, że wydawnictwa nieszczególnie interesują się takimi klubami jak nasz. Wcześniej, bardzo długo, bo właściwie rok, w postach Zgranej Dwunastki na Facebooku oznaczałyśmy wydawnictwa najbardziej popularnych w danym tygodniu gier. Początkowo z niecierpliwością sprawdzałyśmy polubienia postów, oczekując, że ktokolwiek z oznaczonych je przeczyta. Nie doczekałyśmy się jednak żadnej reakcji. Dobrze więc należeć do większej społeczności i mieć poczucie, że nawet taki mały klub jak nasz, jest ważny.
Magda: Faktycznie, po roku rzetelnie wrzucanych cotygodniowych relacji z naszego grania i oznaczania wszystkich wydawnictw, które pojawiały z grami się na naszym stole, zrezygnowałyśmy z tego oznaczania. Taki brak interakcji odebrałyśmy, jako frustrujący. Stwierdziłyśmy, że skoro się to i tak na nic nie przekłada i nie sprawia, że nasza praca z tamtej strony zostaje zauważana, to też sobie tę jej część najzwyklej oszczędźmy. To było przecież także czasochłonne.
Z chęcią natomiast korzystamy z różnych inicjatyw wsparcia naszego klubu, np. w ramach Paczek dla klubów i wtedy zawsze staramy się wywiązywać z obietnic i zadeklarowanych działań. Zamiast postrzegać jakieś postawy wydawców jako nasze zmartwienia czy trudności, wolimy się po prostu skupić na robieniu tego, co robimy, najlepiej jak możemy, a gdy trafiamy na przeszkody, pokonujemy je, jak potrafimy, i idziemy dalej.
I na koniec takie proste, a jednak trudne pytanie: Czy warto? Bo przecież i w swoim wolnym czasie i często z niejakimi trudnościami? Nie żałujecie czasami, że się w prowadzenie klubu zaangażowałyście?
Magda: Ja nie żałuję, choć nie zawsze wszystko jest kolorowe. Warto zarażać pasjami, a już szczególnie takimi “bez prądu”.
Iza: Pewnie, że warto! Chociaż po czwartkowym spotkaniu wracam do domu bardzo zmęczona, klub daje mi dużo satysfakcji. Cenię sobie chociażby to, że spędzam czas z uczniami z mojej klasy, tak na luzie, bez pośpiechu. Widzę, jak się rozwijają, dojrzewają… No i od pewnego czasu mogę już wreszcie pograć z naszymi uczestnikami w gry, które bardzo lubię!